poniedziałek, lipca 10, 2006

I. Drugi Dzień Gromów - Bitwa o Otosan Uchi

Gdy dziesięć tysięcy wojowników rusza do bitwy,
na jej wynik najbardziej wpływają czyny jednej osoby.
- Tao Shinsei

9 dnia miesiąca Fu Lenga (Wołu) 1128 roku

Dziś, gdy piszę te słowa w pokoju ducha, głowę pochylając nad ryżowym zwojem, zaś gdzieś oddali słychać jedynie muzykę cykad, ostatnie wydarzenia zdają mi się jeno snem... Lecz Fortuny wiedzą, że nie z sennymi zjawami bój prowadziliśmy...

Kiyoshi-sama, mój Mistrzu Czcigodny, czemu Cię zabrakło w tamtej chwili? Czemu ma przeklęta duma i uczucia do tego doprowadziły? Czemu przy Twom boku w tej bitwie stanąć nie mogłam?!
Wciąż przed oczami mam tamten świetlisty błysk na tle ciemnego nieba, Twój krzyk... i śmiech Yogo Yunzo... I tylko kami tamtego miejsca wiedzą, jak bardzo wtedy chciałam, by święte Żywioły mnie rozszarpały i pochłonęły na wieki...

Czcigodna Isawa Kaede, Mistrzyni Pustki z Rady Żywiołów - ona jedyna wie, co zaszło. Litościwie zaopiekowała się mną, zechciała w swej łaskawości zaleczyc największe me rany, również duchowe. Gdyby nie nauki, których mi udzieliła, gdyby nie jej dobroć... kto wie, co mogłoby się wydarzyć. Gdy przybyłyśmy razem do obozu Czarnego Lwa, czułam się silniejsze, wiedziałam że moge stawić czoła Siłom Ciemności, kiedy to tylko dni dzieliły Rokugan od największej bitwy w historii. Wiedziałam, że muszę stanąć do walki, przynajmniej po części winy odkupić, stać się godna zaufania i troski okazanych mi przez Panią Kaede...

Plan bitwy był już prawie gotowy - przydzielono mnie do grupy wspierającej walecznego Żurawia, Pana Kakita Masakatsu i jego oddziału ashigaru. Oprócz mnie członkiem owej grupy był również niejaki Samui Seiishin, choć ronin, to sprawny shugenja... a może bushi? To jego podłużne zawiniątko, które przy sobie nosi... oryginalny z niego shugenja, czyżby nie w pełni polegał na mocach danych mu przez Fortuny? Jakież to koleje losu sprowadziły tu tak oryginalnego osobnika? Cóż, czas pokaże. Siła roninów się tu zjechała, by naszą sprawę wesprzeć, również niejaki Ryuu i jego towarzysz Oshiso. Skorzy do walki bushi, bez pana i celu w życiu. Ileż razy się zadumałam nad zbieżnością naszych losów? Wszak i ja swego Mistrza utraciłam. Modlę się do Fortun, by wszyscy trzej odnaleźli swe miejsce w Niebiańskim Porządku, przystając do szanowanych rodów, a w walce zmazując swe ewentualne przewiny.
Pan Oshiso został mi przydzielony jako yojimbo podczas walk. Wygląda na dzielnego wojownika, jego ręka wprawnie dzierży miecz. Gdybyż tylko się ogolił, zadbał o swój wygląd nieco, całkiem godnie by się prezentował - już na obozowym wikcie nieco nabrał ciała i ochoty do walki. Podobnie Pan Ryuu - mam wrażenie, że obaj nie oddalają się od miseczek z ryżem, podobnie zresztą jak Seiishin, na którym pieczę sprawować ma Ryuu. Dzięki Fortunom składam, żem nigdy takiego ubóstwa nie zaznała! Mój Mistrz wszak zawsze podkreślał znaczenie prostoty i nie przywiązywania się do rzeczy materialnych, nauczyłam się więc cenić noce pod rozgwieżdzonym niebem i niewyszukane jadło, jednak niczego nam nie zbywało. Dzięki Fortunom.

Cierpliwy pergaminie, miej litość nade mną, wszak to o bitwie pisać miałam. Pan Kakita Masakatsu znacznym kimś być musi - nosi się jak na godnego samuraja przystało, do walk nawykłego. Otrzymał rozkazy, których wykonania nie powierzonoby byle bushi. Nasza grupa (a przede wszystkim ashigaru) miała sforsować barykadę, która blokowała wyłom w murze... Nasze siły wsmocnił znany wojownik Shinjo Koresh dzierżący wielki miecz o dziwnym kształcie, wraz z oddziałem prowadzonych przezeń Jednorożców. I wreszcie... Zaczęło się!

Me usta bez przerwy szeptały modlitwy do Fortun, widząc zmagania uzbrojonych we włócznie chłopów z przeciwnikiem. Strach wielki ich ogarnia, Fortuny, dodajcie im sił!
Bakemono w wielkiej sile, ich złowieszczy szaman.. widzę twarze wykrzywione w grymasie, słyszę szczęk broni, bitewny skwir szlachetnego sokoła pana Masakatsu, rżenie koni... Nagle - kami muru, czy to widzicie?! - Ogr przed nami! Smród plugawy roztacza, szykuje się do ataku. Nagle - brzdęk zwalnianej cięciwy, wrzask potwora. Czyjś triumfalny okrzyk - Pan Kakita? - tupot końskich kopyt, tumany kurzu przesłaniają mi wzrok. Błysk światła na wspaniałej lancy (nie myliłam się, Masakatsu-san to wytrawny jeździec, broń dzierży pewnie), ryk ogra boleśnie ugodzonego, trzask pękającego drzewca... Nic to, walka trwa nadal.. świst powietrza przeszywanego jadeitową smugą - pan Seiishin ugodził ostrzami bestię. Poczułam chwilę uniesienia - tak, teraz moja kolej! Żywiole Ziemi, ukaż swą potęgę! Wciąż w uszach dudni mi dźwięk implozji, gdy zrządzeniem Fortun udało się zmaterializować głaz, który ugodził dogorywającego potwora, skracając jego męki... Czy słusznie postąpiłam, czy godziło mi się dłoń podnieść na tą żyjącą i czującą istotę, choćby nawet była stronnikiem Fu Lenga? Jeszcze dziś godzi mi się nad tym pomedytować.

Przedarliśmy się dalej, męstwo mych towarzyszy do dziś pamiętam, zakarbowałam dobrze w swej pamięci odwagę pana Oshiso (oh, gdyby zgodził sie być mym yojimbo na nieco dłużej... ale czy godzi mi się związywać jego los z moim, niegodnym, prowadzącym do nieuchronnej zguby?), a także waleczność Pana Kakity. Wokół drży powietrze, ziemia się trzęsie, gromy godzą w pałac - dotychczasowa siedzibę Fu Lenga. Nam droge zagradzają plugastwa Jingoku, znajomy smród wypełnia nasze nozdrza... Oni, przeklęte Oni... Przeklęty i mój Mistrz... zachwiałam się wtedy nieco, zbladłam na wspomnienie tamtych chwil... Czas nam się z wrogami zmierzyć - gdy wtem zza rogu wypadają na koniach trzej Skorpionowie. Rumaki dotknięte skazą Cienia, zaś jeźdźcy... cóż, znam conajmniej dwóch z nich, w oczach Yogo Mikabe widzę błysk rozpoznania i.. zdziwienia? Czyżby myślał, zdrajca i krwawy przeniewierca, że mnie już wśród żywych nie ujrzy? I ten krzywy uśmiech, który tak dobrze poznałam... Otrząsam się, choć koncentracja przychodzi mi z trudem. Nasze spojrzenia łączą się, jego wzrok wydaje się sprawiać mi niemal fizyczny ból, jakby sztylet wbijany w samo serce... Głupia Noriko, głupia... Ułamkiem świadomości rejestruję walkę mych towarzyszy z demonami, ciosy, strzały i pioruny (ah, znów błysk lancy pana Kakity w blasku słońca!) rażące wrogów. Yogo Yunzo - czy to na pewno on? - wiezie na swym siodle przewieszoną przez nie ciężarną kobietę w opłakanym stanie. Cóż on tutaj robi?! Kim jest ta kobieta? Czyżby częścią kolejnego plugawego ich planu? NIE! Tym razem ich powstrzymam! Najwyraźniej jednak Pan Seiishin jest szybszy - jego jadeitowa magia godzi śmiertelnie w rumaka, odsyłając go w piekielne czeluści. Yogo Yunzo gotuje się do walki... Mikabe zaś wciąż spogląda w me oczy i mówi swym zniewalającym głosem "Będzie jeszcze okazja, Yunzo-sama" nadal uśmiechając się tryumfalnie. Muszę... muszę się otrząsnąć...
Kątem oka widzę, jak waleczny Pan Kakita staje do walki z trzecim Skorpionem, kilka szybkich i precyzyjnych cięć katany - jednak jego przeciwnik zadaje cios, który dosięga Masakatsu. Waleczny Żuraw pada z rozpłataną piersią. Przeze mnie? Nie! Wróg szykuje się do zadania śmiertelnego ciosu. Dwaj panowie Yogo umykają. Co robić? Muszę działać natychmiast! Uwalniam się ostatkiem sił spod spojrzenia Mikabe, Seiishin chwieje się wznosząc modlitwy o zatrzymanie skorpioniego ostrza pędzącego do celu. Wspieram towarzysza i Pana Kakitę - nie pozwolę rodowi Yogo kolejny raz dopiąć swego!
Jadeitowy błysk - Skorpion pada na ziemię bez życia. Udało się, Pan Kakita ocalony!
Pochyylam się nad leżącą bez tchu młodą ciężarną kobietą - otumaniono ją ziołami, lecz powinna przyjść do siebie. Widzę na jej szatach mon rodziny Seppun. Do jakich niecnych celów była im potrzebna ta krucha istotka? Musimy się nią zaopiekować, by większa krzywda jej się nie stała...

W tym momencie miastem wstrząsa potężna fala gromów, powietrze przesyca zapach wyładowań piorunów, me ciało drży pod naporem wichru. Na nieboskłonie walkę toczą ciemne chmury z Panią Amaterasu, lecz ta rychło zwycięża. Oni padają bez życia. Wreszcie Siódmy Grom uderza w Zamek - niszcząc Fu Lenga i wszystkich jego popleczników, którzy nie zdołali umknąć...

Dokonało się.
Otosan Uchi znów jest rozświetlane blaskiem oblicza Pani Amaterasu!
Chwała Fortunom!

Brak komentarzy: